Droga Cię doprowadzi do Żukowickiej Wioski.

 

Subiektywna relacja ze smutnej uroczystości zamknięcia Starej Drogi

 

No i stało się. Znikła na zawsze nasza Stara Droga.12 Sierpnia 2006.Zapamiętajmy tę datę i umieśćmy ją w Żukowickim Kalendarzu.

A jeszcze niedawno było tak:

Ślady podków wyznaczały zawsze drogę do Żukowickiej Wioski.

Jechało się przez wieś mijając wiejskie gospodarstwo Państwa Kutów- miejscowych miłośników koni. Na wybiegu toczyły się jak wielkie walce - pogrubiane klacze i dreptały kucyki. Wszystkie .lśniące i zadbane. Pod czułym okiem Mamy- Pani Kutowej.

Dalej stajnia „Pod Dziesiątką „ –gdzie wszystko się zaczęło. Miejsce kultowe. Tam na początku rezydowali Alex Jarmuła, Wojtek Adamczyk i Małgorzata Maciejewska. Tam rodziły się marzenia i pionierskie plany osiedlenia się na tarnowskiej prerii. Treser zaczynał swoja przygodę z Bunią.

Teraz to niewielki prywatny ośrodek z kilkoma końmi.

Do dziś w Żukowickiej hierarchii najwyżej stoją ci, co we wspomnieniowych rozmowach nad szklanką piwa rzucają mimochodem: a… pamiętam, to było jeszcze „Pod Dziesiątką”…

Te słowa „jeszcze Pod Dziesiątką” to klucz,który otwiera historię tego miejsca.

Stąd rozeszły się drogi i koni i ludzi. Dla niektórych niedaleko, dla innych na koniec świata a nawet na koniec świata i z powrotem.

Dalej schludne gospodarstwo Pani Kazi. Kury przechadzają się z godnością.Za płotem czujna właścicielka pilnuje inwentarza. Niejeden miłośnik wiejskiego rosołu czaił się,żeby „przypadkiem” spotkać którąś z wypasionych kokoszek zderzakiem-ale Pani Kazia wyrastała zza płotu z groźną miną.

I tu się kończył asfalt i zaczynała Droga.

Zaraz na początku pułapka Pani Kazi właśnie. Starając się zapobiec naszym podjazdom w łan zboża-Pani Kazia własnoręcznie wykopywała wilcze doły na granicy pola.

Dalej na łuku drogi ogromna kałuża.Zimą połączona z lodowiskiem.Członkowie naszej skromnej społeczności komunikowali się zawsze w tej sprawie: Uważaj, na kałużę „za Panią Kazią” lewą stroną trzeba jechać, bo się utopisz! Uwaga! Kałuża „za Panią Kazią” ma na środku zamarznięty lód- trzeba jechać po prawej!

Tak, zwłaszcza zimą, wymienialiśmy gorączkowe wiadomości sms.

Jeśli udało się wygrzebać z kałuży, wpadało się w serię dziur na dziurach.Po lewej stronie drogi mijało się zarośnięte fundamenty starego domu z parą wierzb jak brama donikąd. Przysadziste, zielone stały tam jak dwie grube wiedźmy.

Potem lekki zakręt –gdzie zimą stale ktoś wylatywał jak z katapulty w pole. I była zaraz akcja sąsiedzkiej samopomocy –bieganie, żarty i konkurs:, kto ma najsilniejszy samochód a zwykle na koniec i tak ratował sytuację niezawodny traktor.

Obejście Państwa Motyków z mnóstwem dzieci podobnych do siebie jak krople wody. Cała masa kaczek przechadzających się po podwórku.

Rancho Palomino z ozdobną bramą i naprzeciwko Hotelik „Jaś i Małgosia” – mało, kto zauważał te miejsca-bo dziury były tam najbardziej przepastne. Trzeba było mocno trzymać się kierownicy i zaciskać zęby, żeby nie wydawać pieniędzy na protetyka. Kombinowało się zależnie od ułożenia kałuż-od płotu do płotu. Topografia zmieniała się, co dwa dni. Rajd Paryż-Dakar –przy tym miejscu-to bułka z masłem. Niejeden resor zapłakał tutaj krwawymi łzami.

Jeszcze tylko dwie zagrody Państwa Starzyków i Babci Adeli –białe wiejskie domki ukryte wśród zieleni i ukazuje się Furioso.W lewo ciasną dróżką –w las- Roleski Ranch.

Uff! Jesteśmy w domu. Samochód w miarę cały. Ocieramy pot z czoła i błoto z szyby.

Zimą drogę zagradzały zaspy-nieraz powyżej dachu samochodu. Zdarzały się dni, kiedy trzeba było zapomnieć o opuszczaniu wioski a po chleb pojechać konno. Pług pojawiał się wcześnie rano i ślad po jego pracy znikał po kwadransie. Żukowicka Wioska zamierała w zimowym sennym drzemaniu ożywiona tylko kolorami świątecznej dekoracji.

Wiosną pojawili się geodeci, potem maszyny i ludzie w pomarańczowych kamizelkach.

Droga znikała metr po metrze. Wspomnienie po wspomnieniu.

A od soboty tego feralnego sierpniowego dnia-wszystko ostatecznie znikło.

Cywilizacja dotarła i do nas. Pojawił się Pan Wójt z wąsami i Rada Gminy i Ksiądz Proboszcz. Dzieci w krakowskich strojach, wstęga i reporter z miejscowej prasy. I Pani Czesława Miotła-cała w bieli w uroczystej fryzurze jak jakiś anioł. Pani Czesława to miejscowy społecznik-prywatnie właścicielka naszego ulubionego sklepu-gdzie można kupić to i owo po upadku z konia.

Przy okazji International Sumer Slide –zawodów w Furioso, które jak zawsze zgromadziły wielu widzów –odbyła się i ta uroczystość.

Po nowym asfalcie stąpały konie zmierzające na pokaz w konkurencji Halter –dorobek hodowlany wioski. Jeszcze nieporadnie, jeszcze czasem na dwu nogach-ale już lśnią urodą i cieszą oko hodowców. Przez chwilkę zakłębiła się kolorowa grupa Marcina Macha w cyrkowym pokazie. Przeszedł Mistrz Alex z zasępioną miną,doglądający czy wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Zatopiony w myślach zapomniał patternu do reiningu.

Ciepły gładki asfalt miło grzał mnie w stopy. Szłam  i rozmyślałam melancholijnie, jesiennie.

Czemu żałować paru dziur? Czemu płakać po dwu starych wierzbach? Czemu opierać się biegowi czasu?

Wszystko się powoli zmienia. Już sama włóczę się w spodniach marki Wrangler. Czas i mnie poprzetykał włosy siwizną.

 Wszystko jest starsze,mądrzejsze, inne. Kowboje postarzeli się,rzadziej wsiadają na konie.  Ognisko wciąż płonie zwabiając coraz to nowe osoby jak ćmy. Wpadają w krąg światła i już ich nic nie ocali. Zostaną tutaj choćby wspomnieniami.

Konie pozmieniały się jak liście na drzewach. Poprzednie spadły i znikły,powyrastały nowe.

Na wybiegach kłębi się masa wierzchowców, większość koni jest już rasy AQH.

Po pastwiskach brykają źrebaki. Wielobarwne w różnym wieku – wygrzewają się w słońcu.

Już inne dziewczynki uczą się tu jazdy konnej w wakacje-ale blask ich zachwyconych oczu pozostał bez zmian.

W roundpenie Pan Janusz pokazuje się rzadziej. Teraz opiekuje się młodymi końmi na własnych pastwiskach pędząc surowy żywot pioniera Dzikiego Zachodu.

Sam Mistrz Alex wyszczuplał jeszcze bardziej, zgolił wąsy a wokół ust pojawiła się szczególna gorzka zmarszczka, oczy czujne po dawnemu-straciły wesoły błysk.

Ale niestrudzenie drepcze w codziennej krzątaninie, jak dawniej od świtu do nocy.

W tumanach pyłu pokonuje ujeżdżalnię na kolejnych koniach.Jeszcze raz, jeszcze raz…

Wciąż pełen marzeń i planów. W święta państwowe wciąga Polską flagę na maszt i pręży się na baczność grając hymn na trąbce. W Wigilię zaprasza gości na tradycyjną wieczerzę i łamie się opłatkiem z ludźmi i końmi. Daje schronienie i natchnienie artystom. Na przekór całemu światu pielęgnuje tradycję.Nie pozwala porosnąć kurzem swojej gitarze.

Na podwórku przed domem wyrosło sportowe czerwone auto.Każdy, kto nieopatrznie się do niego zbliży napotyka zimne jak stal spojrzenie właściciela i cofa się wystraszony.

Sasza – nowa postać w Furioso. Kowboj z Rosji. Nieustraszony, niestrudzenie w siodle. Harde odważne szare oczy, nieodłączny papieros. Porusza się miękko i bezszelestnie jakby mu w uszach dźwięczało..Dawaj za żyźń,dawaj brat do konca… Sasza nikomu nie schodzi z drogi-jak tygrys. Sasza śmieje się jak mały chłopiec i rumieni ze szczęścia, kiedy dzwoni do niego Mama.

Znikły dziury i wierzby. No znikły, ale za to pojawiły się znaki drogowe i betonowe mostki wiodące na każde z pól. Teraz deszcz już nie zatopi żadnego podwórka, ale też  drogą nie popłyną złotoczerwone karpie wypłukane z oczka wodnego w Rancho Palomino. Przy drodze do Roleski Ranch wyrósł ogromny bilboard i eleganckie latarnie-jakby przeniesione tu z jakiegoś starego miasta. Już nie trzeba potykać się w ciemności z duszą na ramieniu. Spaceruje się jak w parku. Przed nową stajnią –piękną, jak z amerykańskiego filmu, po staremu drepce Treser –troszkę bardziej utyka i brodę ma już całkiem białą. Konie z Roleski Ranch troskliwie prowadzi Wiesiek Deszcz – szczupły, niebieskooki,cichy –dobry duch RR.

Nową drogą toczą się eleganckie zaprzęgi konne.Na koźle Staszek Kuta szczerzy białe zęby w uśmiechu. Dawniej można było spotkać tylko Treserową dwukółkę lub jego własnej roboty saneczki.

Kasia Roleska miota z oczu błyskawice i pogania budowlańców. Wygląda tak poważnie, że gdyby jej nie znać-można by struchleć ze strachu. Rośnie hala, która pozwoli nam zimą trenować niezależnie od pogody.Przybędzie okazji do spotkań i wymiany doświadczeń.

Zamiast spotykać się w kałuży czy w zaspie –podrepcemy wspólnie konno pod dachem. Zimowe czapki trafią na dno szafy.

Po dawnemu podwórko rozjaśnia uśmiech Bogdana Czarnika. Po dawnemu pojawiają się Andrzej Pałka i Marek Zając sporządzając fotograficzną dokumentację naszego tutejszego bycia.

Szłam i powoli rozpogodziły mi się myśli. Łatwiej będzie się tu żyło. A ważne sprawy i tak zostaną –w sercu każdego z nas.

Czarna wstążka asfaltu doprowadzi nowe życie, otworzy kolejny rozdział w historii tego miejsca.

Stara Droga zostanie już tylko w rozmowach nad szklanką piwa.Pewnie większość z nas rozstała się z nią bez żalu. A ja z kronikarskiego obowiązku ją wspominam.

 

                                                    Samozwańczy korespondent Żukowickiej Wioski

                                                               Anna Piróg Komorowska „Tania”

 

 

 

 

.


Strona główna